środa, 29 lipca 2015

Świat rozsypał się w drobny pył

Chociaż kilka dni temu usłyszałem przez telefon te stanowcze słowa "to już koniec" i "nie czuję już tego", dopiero teraz potrafię pisać. Jeśli przez to przechodzisz lub przechodziłeś, drogi Czytelniku, rozumiesz dlaczego. Jeśli nie, zrozumiesz niebawem.
Jak to? Jaki koniec? Dlaczego? Spróbujmy jeszcze! Pracuję nad sobą, poprawię się! To tylko koszmar, zaraz się obudzę...
Nie śpię. To się dzieje na prawdę. Niebieska podłoga usuwa mi się spod stóp. Gdzie ja właściwie się znajduję i co tutaj robię? Jasna cholera, jestem przecież w pracy. Pełno ludzi na około, a ja biegam jak oszalały z miejsca na miejsce, nie wiedząc właściwie co ze sobą zrobić. Nie mogę uwierzyć w to, co się właśnie stało. Pojawia się ból, paraliżujący ból i strach. Chętnie oddałbym jakąś kończynę, byle tylko go nie czuć. O, wysoko tutaj, lot musi być przyjemny. Nie myślę racjonalnie. Jestem szalony, wściekły, zły i smutny jednocześnie. Chcę krzyczeć najgłośniej jak potrafię, ale nie mogę tego tutaj zrobić. Wszyscy zobaczą, że oszalałem. Wszystko gromadzi się wewnątrz, a ja czuję że zaraz eksploduję. Mój świat rozsypał się w drobny pył, więc jakim cudem widzę tych wszystkich ludzi na około?! Na dodatek wyglądają normalnie, jakby nic się nie stało. Jak to jest możliwe?
Siadam otępiały przy swoim biurku. Wciąż mam pracę do zrobienia. Deadline zbliża się wielkimi krokami, a ja nie potrafię nawet ruszyć myszką. Nie mogę oddać komuś mojego zadania, bo jest już na wykończeniu. Ale ja kurwa nie potrafię tego teraz dokończyć. Nie robię w pracy niczego z automatu, muszę ciągle myśleć. Nieludzkim wysiłkiem zmuszam się do wprowadzenia kolejnych poprawek do instalatora jakiegoś programu. I znowu coś jest nie tak. Minęły już trzy godziny, a ja zrobiłem tyle rzeczy, ile można zrobić w ciągu 10 minut. Jest cholernie źle. Potrzebuję pomocy, już i teraz, bo chyba zrobię sobie krzywdę. Szukam psychologów w Katowicach. Wykonuję telefon za telefonem, ale każdy ma czas dopiero za tydzień, za dwa, za miesiąc. Ale ja potrzebuję pomocy teraz! Muszę sobie coś zrobić, żeby otrzymać pomoc? W desperacji przeglądam internet szukając czegokolwiek, co złagodzi ból. MAM! Leki antydepresyjne. Niektórzy skarżą się, a niektórzy chwalą, że przestają po nich czuć emocje. Niektórzy stosowali po je po rozstaniu. Na niektórych nie działa, ale co z tego? Jest nadzieja, której mogę się chwycić. Nawet, jeśli to obosieczne ostrze. Ważne, że nie tonę już tak rozpaczliwie. Dobrze. Jak je zdobyć? Kto przepisuje leki? Psychiatra! Znajdzie dla mnie czas w czwartek. To dwa dni. Dwa dni...? Dwa dni piekła i poczuję ukojenie. Wybór jest prosty - wytrzymam, albo to wszystko zakończę. Jeśli to jedyne życie jakie mam, może mogę jeszcze zapłacić tymi dwoma dniami? Jest szansa na pomoc. Zacznę łykać te tabletki i dojdę do siebie. Tak się stanie. Dwa dni.
Proszę managera o możliwość wcześniejszego wyjścia z pracy oraz oznajmiam mu, że mam problemy osobiste i moja praca może być nieefektywna. Z poważną miną mówi mi, że rozumie i postara się mnie odciążyć z trudniejszych zadań. Mam łzy w oczach i trudno jest zachować kamienną twarz. Krzywo się uśmiecham, o ile można tak nazwać nerwowe drganie ust, po czym wychodzę. Wracam do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz