sobota, 8 sierpnia 2015

Czwartek

Witaj. Znowu straciłem poczucie czasu, dlatego nie pisałem. Chyba jedynie w swojej głowie.

Czwartek i wizyta u psychiatry. Nadzieja. Nie wiem, co się dzieje w pracy, tępo gapię się w komputer i walczę ze złymi myślami. Właściwie nie można tego nazwać walką, bo złe myśli skaczą po mnie, butują i zasypują żywcem w dole, który sam sobie kopię.

Czekam przed blokiem, bo zostało mi jeszcze 10 minut do spotkania. Wchodzę. Siadam na moment w poczekalni i słyszę jakąś audycję radiową. Gadają o polityce, ależ mnie to drażni... Wita mnie przyjazny facet i zaprasza do swojego gabinetu. Ładny, stonowany i schludny wystrój, a całości atmosfery dopełnia stare biurko w kolorze mahoniu. Za oknem się rozpadało, więc rozmowie towarzyszyły dodatkowo rytmiczne stukanie kropel deszczu. Opowiadam. Głównie o związku, o tym jak mi źle. I gdy tak opowiadam, dochodzi do momentu, w którym oboje się uśmiechnęliśmy. Nie pamiętam, o co chodziło, ale mocno mnie to zszokowało. Podczas rozmowy jeszcze kilka razy gość szczerze się uśmiechnął. Jakby wiedział coś, czego ja nie wiem. Gdy przyszło do końca spotkania, powiedział mi tylko, że sądzi iż za kilka tygodni mi przejdzie. I tyle. No, nie tyle. Przepisał mi jeszcze dwa rodzaje leków. Onirex - na zasypianie oraz Afobam - przeciwlękowy. Polecił też psychoterapię. Są darmowe, są grupowe. Jest w czym wybierać. Wyszedłem zadowolony, że dostałem chociaż jakieś tabletki, które złagodzą ból. A raczej, jak wyjaśnił psychiatra "stanie się znośny". Od razu kupiłem i łyknąłem Afobam. Dwie, zamiast jednej (dzienna dawka miała wynosić maksimum 3). Po chwili świat się oddalił. Wciąż czuję się kiepsko, ale wydaje mi się jakbym problemy zza szklanej szyby. Widzę je, są, gdzieś tam łażą, ale w sumie mam tą szybę. Spotykam kumpla, chce mnie wyciągnąć na piwo. Poszedłbym, chętnie bym się napił, ale kto wie, czy po tych tabletkach mi nie odpierdoli. Lepiej nie, odmawiam. Snujemy się chwilę po mieście, bo do pociągu jeszcze pół godziny. 

Jestem w stanie trwać. 
Nie jest to życie, ale całkiem znośne trwanie. Łykam sobie jeszcze jedną tabletkę. Cudowne jest, że tak długo działają. Nawet przez kilka godzin. I nie jestem przez nie przytępiony. Może odrobinę, ale mogę normalnie myśleć. 

Wieczorem nigdzie nie wychodzę. Jest po 20, więc łykam dwa onirexy. Łóżko jest przygotowane, więc się tylko kładę i powoli odpływam do krainy snów. Wreszcie mogę zasnąć.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz