niedziela, 9 sierpnia 2015

Piątek

Piątek
Tabletki nasenne spisują się świetnie. Dobry sen to podstawa, żeby przetrwać. Sztuką jest zmuszanie się do jedzenia. Każdy kęs przechodzi przez gardło tak, jakbym chciał połknąć kamień. Zmuszam się do jedzenia. Myśl o tym, że powinienem jeść, jest jedną z niewielu rozsądnych myśli, jakie się pojawiają w mojej głowie.
Dzisiaj jestem umówiony na wizytę u psychologa, który stosuje w leczeniu również hipnoterapię. Ciekawe, co z tego będzie.
Nie wiem, co się dzieje w pracy, za to tępe patrzenie w monitor i klikanie bez sensu wychodzi mi coraz lepiej. Różowe tabletki czekają w pogotowiu, jeśli nawet trwanie stanie zbyt trudne. 
Mija godzina za godziną, czasem ból rośnie, czasem maleje, ale nie sięgam po pigułki. 

Wizyta u psychologa przebiegła bardzo burzliwie. Kolejne tłumaczenie wszystkiego od początku było trochę męczące. Trudno nam się było dogadać. Zaczęliśmy się sprzeczać na temat mózgu. Ja porównywałem go do komputera (zaawansowanego technologicznie), a psycholog mówił, że to coś znacznie potężniejszego od komputera. A mi się wydaje, że mówimy o tym samym, tylko innymi słowami. Kiedy znaleźliśmy już jakiś punkt wspólny, zaczęła się hipnoza. Nad moją głową pojawił się długopis, na który mam patrzeć. Moje oczy robią się coraz cięższe, ja się odprężam, one się powoli zamykają itd. Tak na prawdę nie działa. Zamknąłem je z uprzejmości. Jestem zbyt nabuzowany, żeby móc się odprężyć. Jednak staram się podążać za głosem psychologa i rozluźniam mięśnie (przydatna technika relaksacyjna, o której może napiszę później). W końcu trochę się relaksuję, nawet ścisk w żołądku nieco zelżał. Psycholog wypowiada jakieś sugestie o tym, że z dnia na dzień będę czuć się coraz lepiej, odzyskam psychiczną równowagę. Tylko to nie jest stan, w którym byłbym podatny na sugestie. A może należę do tej części osób, których nie da się zahipnotyzować. Kiedyś jeszcze spróbuję.
Wychodzę i dzwonię do przyjaciela. Umawiamy się na wieczorne wyjście i nocną kąpiel w jeziorze. Jaki pozytywny akcent! 

Jest nas troje. Spotykamy się od wielu lat, a znamy od dzieciństwa. Sofia i Marcin (imiona zmyślone), są parą i moimi dobrymi przyjaciółmi. Jest jeszcze Michał, który dołączył do nas kilka lat temu, ale obecnie siedzi nad morzem i o niczym jeszcze nie wie. Po co mu psuć humor?

Spacerujemy, dużo rozmawiamy. O pierdołach, głupotach. Robi się chłodno, wieje wiatr, zanosi się na burzę. Sofia zostaje na plaży a ja i Marcin wpadamy do wody. Zimno. Czasami trafiam na ciepłe prądy, a czasami trzęsę się jakbym miał drgawki. Myślę sobie "katharsis". Gdy robi Ci się zimno, bardzo zimno, przestajesz myśleć o innych rzeczach. Zaczynasz się zastanawiać nad pierwotną  potrzebą ciepła i starasz się ogrzać. W moim wypadku wystarczy przejść w cieplejsze miejsce. Jednak w cieple będzie mi dobrze i znowu zacznę myśleć o tym, jak mi źle. Zostaję i poddaję się temu uczuciu. Odpoczywam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz